Znikające kobiety. Widmo, którego gospodarka nie chce zobaczyć.

Rok 2025: Amerykańska gospodarka bije rekordy, sektor opieki i edukacji zatrudnia coraz więcej osób, a oficjalna propaganda sukcesu idzie w świat. Tymczasem dane z Bureau of Labor Statistics (BLS) i analiza Roosevelt Institute dowodzą, że po cichu z rynku pracy znika ponad 200 tysięcy kobiet. Poziom ich partycypacji zawodowej spada o 2 punkty procentowe, a w konsekwencji ponownie poszerza się luka płacowa.

Nie przez kryzys. Nie przez brak kompetencji czy niedostatek ambicji. Ale przez zmęczenie systemem, który, jak wskazują badacze, nadal działa tak, jak zaprojektowano go w latach 50. XX wieku, gdy „człowiek sukcesu” oznaczał wyłącznie mężczyznę: bez zobowiązań opiekuńczych, z żoną w domu czekającą z obiadem i zaopiekowanymi dziećmi, w ramach archaicznej normy idealnego pracownika.

Minęło 70 lat, świat wygląda zupełnie inaczej, ale systemowo nie zmieniło się nic. Kobiety coraz częściej czują, że nie mają już siły walczyć o „miejsce przy stole” na warunkach, które ich fundamentalnie nie uwzględniają. Jessica Grose z The New York Times zwraca uwagę, że koszty opieki nad dziećmi wzrosły o szokujące 29% w ciągu zaledwie czterech ostatnich lat, stając się ekonomiczną barierą dla powrotu do pracy. Jednocześnie, jak podkreślają eksperci, masowy powrót do pracy stacjonarnej odebrał kobietom elastyczność, którą chwilowo zyskały w pandemii, zwiększając ich obciążenie opiekuńcze.

Kto przestaje pasować do tego obrazka? Matki małych dzieci, mierzące się z rosnącymi kosztami opieki i sztywnością etatu, który wymaga pełnej dyspozycyjności. Afroamerykanki (oraz wszystkie Women of Color), które doświadczają kumulacji nierówności płacowych i mają często większe obciążenia opiekuńcze w rodzinie.  Młode wykształcone kobiety, które wybierają strategiczne wycofanie na edukację, aby przeczekać niekorzystny system i zyskać siłę przetargową.

A co jeśli nie jest to chwilowy „trend na rynku pracy”, tylko cicha rewolucja i masowy akt wypowiedzenia lojalności wobec systemu, która nigdy nie był neutralny płciowo?
Bo jeśli kobiety (a zwłaszcza matki!) znikają z rynku pracy nie z powodu braku kwalifikacji, ale z powodu nieprzystosowania współczesnego systemu pracy do ich życia, to nie jest to problem kobiet!

To problem gospodarki, która wciąż nie nauczyła się uwzględniać i efektywnie wykorzystywać połowy swojego potencjału ludzkiego. I może właśnie w tym tkwi najtrudniejsza prawda o „równych szansach”: że nie wystarczy włożyć kobietom garnitur, dać im open space i nazwać to równością. Prawdziwa zmiana zacznie się dopiero wtedy, gdy skończymy mierzyć sukces miarą świata, który wymaga od kobiet udawania, że nie mają życia, nie mają dzieci i całej rodziny do ogarnięcia.

Musimy zamiast tego zbudować system, gdzie wspieranie opieki i elastyczność pracy nie są luksusem, lecz fundamentem nowoczesnej gospodarki – tak oczywistym, jak dostęp do internetu czy prądu. System, w którym macierzyństwo nie oznacza zawodowego wykluczenia, a troska o innych nie staje się karą finansową. W którym elastyczny czas pracy, zdalność i urlopy opiekuńcze nie są „benefitami dla wybranych”, tylko elementarną infrastrukturą społeczną. Bo przyszłość rynku pracy nie zależy od tego, jak wiele kobiet „wróci” do biur, ale od tego, czy stworzymy świat, w którym nie będą musiały z niego znikać.

Nie tylko w USA.
Wszędzie.

 

 

 

 

Obserwuj nas:    i przyjdź na Perspektywy Women in Tech Summit