Miliony dla influencerów, grosze dla nauki!

W kraju, w którym naukowcy miesiącami piszą wnioski o finansowanie badań, poprawiają przecinki w dokumentacji i liczą każdy grosz na sprzęt laboratoryjny, publiczne miliony trafiają w ręce influencerów. Tak, to nie clickbait: Ekipa Holding, spółka należąca do Karola „Friza” Wiśniewskiego, otrzymała prawie 4 mln zł dofinansowania z Funduszy Europejskich dla Małopolski na rozwój technologii dubbingu AI.

Projekt ten o wartości ponad 8 mln zł, współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, zakłada opracowanie systemu Neural Text-to-Speech, który pozwoli na automatyczne tworzenie dubbingu do filmów z zachowaniem indywidualnych cech głosu. Czyli w praktyce: publiczne pieniądze z unijnych programów B+R pójdą na ułatwienie produkcji treści rozrywkowych dla komercyjnej spółki, która już dziś generuje milionowe przychody z reklam i współprac.

Toruński radioteleskop? Reaktor w Świerku? Statek badawczy „Oceania”? – a na co to komu?!

Kiedy Ekipa Holding podpisywała umowę z Małopolskim Centrum Przedsiębiorczości, Instytut Oceanologii PAN alarmował, że jedyny polski statek badawczy „Oceania” może trafić na złom. Okręt, dzięki któremu Polska prowadziła od 35 lat badania oceaniczne na Bałtyku i Atlantyku, został pozbawiony finansowania przez resort nauki w 2024!

Największy polski radioteleskop RT4 przy Obserwatorium Astronomicznym w Piwnicach pod Toruniem, kluczowy dla międzynarodowych obserwacji kosmosu, ledwo utrzymuje się przy życiu. Uniwersytet Mikołaja Kopernika złożył do Ministerstwa Nauki wniosek na 1,8 mln zł na lata 2026–2028 (czyli zaledwie 600 tys. zł rocznie), ale otrzymał decyzję odmowną!

Reaktor badawczy MARIA, znajdujący się w Narodowym Centrum Badań Jądrowych (NCBJ) w Świerku pod Otwockiem, to jedyny działający reaktor jądrowy w Polsce! To dzięki niemu produkuje się radioizotopy wykorzystywane w onkologii i medycynie nuklearnej, a dziesiątki tysięcy pacjentów w Polsce i na świecie korzystają z terapii, które bez MARII byłyby niemożliwe! A jednak ten jedyny reaktor – i to w państwie, które chce mieć elektrownię atomową! – od lat walczy o przetrwanie. Brakuje pieniędzy nie tyle na modernizacje, ile na jego bieżące koszty funkcjonowania, bo państwowe wsparcie nie wystarcza nawet na utrzymanie bezpieczeństwa instalacji! W 2024 roku NCBJ nie otrzymało wsparcia z programu SPUB (Specjalnych Urządzeń Badawczych), co oznaczało, że MARIA musi być utrzymywana ze środków własnych instytutu i komercyjnego wynajmu mocy neutronowej!

A cyklotrony i akceleratory w Warszawie i Krakowie – te same, które pozwalają leczyć nowotwory i prowadzić badania nad fizyką cząstek – nie dostają grantów rozwojowych, bo „nie mieszczą się w priorytetach”. Długo by wymieniać kolejne absurdy…

Tyle że nie rozmawiamy o finansowaniu luksusowych zabawek dla uczonych. To infrastruktura, która decyduje o poziomie polskiej nauki, bezpieczeństwie technologicznym i zdrowiu publicznym. Każde wstrzymanie dotacji oznacza utratę ciągłości badań, rozpad zespołów, ucieczkę młodych talentów i zanik kompetencji, które budowano przez dekady. Państwo, które pozwala, by statki badawcze rdzewiały, radioteleskopy gasły, a reaktory szukały sponsorów, nie tylko nie inwestuje w przyszłość – ono ją po prostu likwiduje!

Państwo inwestuje w lajki i zasięgi, a nie w prawdziwe innowacje

Polska stoi dziś przed wyborem, który zdefiniuje jej przyszłość w globalnej gospodarce opartej na wiedzy. I cały problem wcale nie polega na braku pieniędzy, ale na systemowej awarii priorytetów. Według danych GUS intensywność wydatków B+R w Polsce (GERD) wynosi zaledwie 1,44% PKB – to jeden z najniższych wyników w Unii Europejskiej! Dla porównania, średnia unijna oscyluje wokół 3% PKB.

Tymczasem polskie środowisko naukowe od lat boryka się z dramatycznym niedofinansowaniem badań nad sztuczną inteligencją. Konkurs ARTIQ – Centra Doskonałości AI (organizowany przez NCBR i NCN) przewidywał utworzenie zaledwie trzech centrów badawczych w całej Polsce, pomimo że zgłosiło się wiele instytucji gotowych prowadzić prace na światowym poziomie. Budżet programu wynosił 60 mln zł, czyli mniej niż jedna duża kampania reklamowa globalnej marki technologicznej. A i tak większość zgłoszonych ośrodków badawczych nie dostała ani złotówki. Do tego dochodzą liczne przykłady z NCN i NCBR, gdzie projekty z obszaru AI odpadają w ocenie formalnej: zbyt mało porównań ilościowych, źle opisane ryzyka, niejasne wskaźniki. Nie dlatego, że są bezwartościowe, ale dlatego, że system nie ufa badaczom, tylko tabelkom.

Powtórzmy to: środków w systemie nie brakuje! Brakuje rozsądku w ich alokacji. Zamiast inwestować w badania, technologie, edukację i rozwój kompetencji, państwo woli dotować widowisko: projekty medialne, influencerów, populistyczne programy. Nie ma wątpliwości, że branża kreatywna może korzystać z nowych technologii. Ale gdy influencer dostaje 4 mln zł na automatyczny dubbing, a zespoły naukowe z politechnik i instytutów PAN walczą o 300 tys. zł na badania nad etyką i bezpieczeństwem algorytmów, to coś tu się chyba nie zgadza. To nie jest tylko kwestia „medialności”. To kwestia priorytetów państwa i instytucji wdrażających fundusze europejskie.

Zamiast inwestować w trwałą infrastrukturę wiedzy, inwestujemy w łatwe PR-owe sukcesy: znane nazwiska, głośne projekty, szybki efekt. Dziś coraz częściej widzimy, że dotacje nie trafiają do tych, którzy zmieniają świat, lecz do tych, którzy potrafią go sprzedać. Granty stają się narzędziem budowania narracji, a nie rozwoju:  sposobem na PR państwa, samorządu czy instytucji, które chcą pokazać „innowacyjność” na papierze, zamiast naprawdę w nią inwestować. Zamiast wspierać badaczy, którzy przez lata budują swoje zespoły, piszą publikacje i konstruują urządzenia, finansujemy projekty, które ładnie wyglądają w prezentacji PowerPoint.

Brain drain: najzdolniejsi jako towar eksportowy

Dla młodych badaczy i badaczek w Polsce to sygnał fatalny: nie warto poświęcać lat na doktorat, skoro lepiej prowadzić kanał na YouTube. Nie warto pisać aplikacji grantowych, skoro wystarczy mieć rozpoznawalność i zespół PR-owy. A przecież to właśnie nauka, nie rozrywka, powinna być miejscem, w którym rozwijamy sztuczną inteligencję: etycznie, społecznie, odpowiedzialnie. Nie potrzebujemy więcej syntetycznych głosów, tylko więcej przestrzeni dla prawdziwych głosów naukowców!

Tymczasem Polska od lat traktuje swoich naukowców jak zasób odnawialny: można ich wyszkolić, pochwalić się w rankingach, a potem spokojnie wypchnąć w świat. Tyle że to nie naturalna migracja talentów, ale systemowy eksport inteligencji, w którym państwo płaci za edukację, a owoce zbierają inni.

Z danych Narodowego Centrum Nauki (NCN) wynika, że w 2023 roku zaledwie 11% naukowców ubiegających się o grant otrzymało finansowanie. To znaczy, że 9 na 10 innowacyjnych projektów w Polsce nigdy nie ujrzy światła dziennego! Rada NCN w oficjalnym apelu domagała się zwiększenia budżetu o co najmniej 300 mln zł rocznie, by zatrzymać odpływ talentów i zahamować zjawisko „brain drain”. Bez skutku. Młodzi badacze wyjeżdżają, bo tu nie da się żyć z nauki, a tym bardziej prowadzić badań.

Czy nauka to naprawdę zbędny luksus?

To właśnie za udowodnienie, że postęp technologiczny i innowacje są kluczowym motorem wzrostu gospodarczego, Joel Mokyr, Philippe Aghion i Peter Howitt otrzymali w 2025 roku Nagrodę Nobla w ekonomii. Ich badania pokazały czarno na białym, że dobrobyt gospodarczy państwa nie rodzi się z dłuższego czasu pracy, tylko z mądrzejszego wykorzystania wiedzy oraz że wzrost zaczyna się tam, gdzie inwestowanie w naukę, edukację i badania to nie koszt, ale źródło rozwoju gospodarczego

Tyle że polskie władze zdają się o tym nie wiedzieć. Albo wiedzą, tylko udają, że nie rozumieją. Bo jak inaczej nazwać państwo, które finansuje dubbingi AI dla influencerów, a nie zapewnia środków na działanie reaktora jądrowego, radioteleskopu czy statku badawczego? Jak inaczej opisać system, w którym zasięg stał się walutą rozwoju, a nie wiedza, odwaga i odkrywczość?

Każda złotówka zainwestowana w badania naukowe wraca zwielokrotniona w postaci innowacji, technologii, miejsc pracy i bezpieczeństwa energetycznego. Każda złotówka wydana na populizm, PR i „projekty wizerunkowe” niestety znika bez śladu, zostawiając jedynie iluzję działania. Być może czas przypomnieć politykom coś, co dla noblistów jest oczywiste: nie ma bogatych krajów bez silnej nauki. A jeśli Polska naprawdę chce być „innowacyjna”, to musi najpierw przestać finansować lajki, a zacząć finansować myślenie.

I żeby było jasne: to nie jest wojna z influencerami, tylko wołanie o zdrowy rozsądek. Dopóki granty trafiają do tych, którzy monetyzują popularność, a nie do tych, którzy tworzą wiedzę, trudno mówić o jakimkolwiek rozwoju.

List w butelce czy list od nabitych w butelkę?

Na końcu tej historii pojawia się list. Nie od lobby przemysłowego, nie od celebrytów, nie od kolejnego stowarzyszenia branżowego. To list polskich naukowców (podpisany już przez ponad 6 tysięcy osób) skierowany do prezydenta, premiera, wicepremierów oraz marszałków Sejmu i Senatu.

„Stanowczo żądamy rewizji projektu budżetu na rok 2026 w celu zwiększenia nakładów na badania naukowe, w tym szczególnie podwyższenia dotacji dla Narodowego Centrum Nauki o minimum 400 mln zł oraz zagwarantowania corocznego wzrostu finansowania agencji w powiązaniu z PKB” – piszą jego autorzy.

W projekcie ustawy budżetowej na 2026 r. państwo przewidziało 1,75 mld zł dla NCN – zaledwie o 70 mln więcej niż w roku poprzednim, co przy inflacji oznacza realne zamrożenie środków na badania podstawowe. Tymczasem wskaźniki sukcesu w konkursach NCN spadły do poziomu poniżej 10%, a większość młodych naukowców, nawet z najlepszymi pomysłami, nie ma dziś żadnej szansy na finansowanie.

W liście przypomniano też słowa najwyższych władz państwowych: Prezydent Karol Nawrocki grzmiał o nauce jako o „polskiej racji stanu”, premier Donald Tusk mówił o „fundamencie bezpieczeństwa i innowacyjności Europy”, a minister finansów Andrzej Domański o „pokoleniach NCN, które udowadniają, że inwestowanie w badania przynosi efekty”. Dziś wszystkie te słowa brzmią jak deklaracje z innego świata.

Autorzy listu piszą wprost: „Planowane zamrożenie finansowania NCN oznacza, że świetne projekty naukowe, które mogłyby wzmocnić społeczeństwo, przemysł czy medycynę, nigdy nie zostaną zrealizowane w Polsce.”

Wśród podpisanych pod listem są laureaci European Research Council, stypendyści programu dla wybitnych młodych naukowców, profesorowie i doktoranci. Ich wspólny przekaz jest jednoznaczny: bez stabilnych inwestycji w naukę Polska stanie się jedynie konsumentem cudzych technologii i cudzej myśli: „Bez badań podstawowych nie ma odkryć zmieniających świat, bez badań aplikacyjnych nie ma nowych technologii, a bez własnych ekspertów i laboratoriów nie będzie bezpiecznego, suwerennego państwa”.

To już nie tylko protest. To akt desperacji środowiska, które widzi, że każda decyzja o „zamrożeniu” budżetu na naukę jest decyzją o zamrożeniu przyszłości kraju. Bo państwo, które gotowe jest złomować swoje statki badawcze, pozwolić rdzewieć radioteleskopom i uciekać swoim naukowcom – nie potrzebuje już nawet wrogów z zewnątrz. Samo tworzy własny upadek.